Góry z dziećmi- 5 gadżetów bez których nie wychodzimy w góry
Nigdy nie uważaliśmy się za wybitnych gadżeciarzy ;-) Odkąd jednak w naszej rodzinie znów pojawił się mały człowiek zaczęliśmy rozglądać się za rzeczami, które ułatwią nam życie w podróży, a głównie podczas wypadów w góry. I tym oto sposobem bardzo szybko powstała lista gadżetów bez których po prostu nie ruszamy się z domu, a które są niezbędne, gdy na szlaku towarzystwa dotrzymuje nam nasz mały bąbel.
Chusta, pokochaliśmy ją od pierwszego zamotania. Mimo, że opanowanie tego ponad czterometrowego kawałka materiału wcale łatwe dla nas nie było, z pomocą doradcy od chustowania udało się to zrobić. To dzięki chuście mogliśmy tak szybko powrócić do górskiej aktywności i razem, we czwórkę, dzielić wspólną pasję. Ku naszej radości nasz synek pokochał noszenie w chuście, więc każda ze stron może czerpać z tej czynności tyle przyjemności ile się da, a niesamowita bliskość jaką nam ona zapewnia jest po prostu bezcenna. Na temat chusty już się wcześniej rozpisywałam, o czym można poczytać tutaj. Powiem tylko tyle, my zdecydowaliśmy się na chustę tkaną z Little Frog, na co złożyło się kilka czynników, po pierwsze bardzo przypadło nam do gustu jej wykonanie, poza tym oczarowała nas jej kolorystyka oraz to, że pochodzi od polskiego producenta.
Nosidło ergonomiczne, mimo że kochamy naszą chustę i nie zamierzmy z niej całkowicie rezygnować, to zrobiliśmy miejsce dla nosidła ergonomicznego, które w górach, według nas, jest dużo praktyczniejsze, niż chusta. Długo zastanawialiśmy się nad tym jakie wybrać, rozważaliśmy nosidła różnych, wiodących marek, aż wreszcie, zupełnie niespodziewanie i trochę przez przypadek, w nasze ręce wpadło nosidło od Kavki. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Pierwsze co rzuciło nam się w oczy to oczywiście kolorystyka, wreszcie znaleźliśmy coś stonowanego, w klasycznych, niepstrokatych barwach. Po pierwszym zachwycie przyszła pora na ocenę jego jakości oraz wykonania i tu kolejne bardzo pozytywne zaskoczenie, nosidło zrobione jest bardzo starannie, z olbrzymią dbałością o szczegóły. Gdy zabraliśmy się za jego przymierzanie dostrzegliśmy kolejne plusy. Wersja na którą my się zdecydowaliśmy rośnie razem z dzieckiem, co oznacza, że możemy, w sposób łatwy i bardzo intuicyjny, wyregulować wysokość oraz szerokość panela, dzięki czemu nosidło dopasowujemy do wielkości naszego dziecka. Kolejnym plusem jest to, że nosidło posiada regulację zapięcia pasów naramiennych, w związku z tym możemy zapinać je klasycznie, czyli na plecach naszego malucha, bądź pod jego kolankami, co pomaga w utrzymaniu naturalnego wygięcia kręgosłupa. Bardzo szybko doceniliśmy również to, że zapięcie piersiowe zostało zamocowane na prowadnicach, dzięki czemu po założeniu nosidła i zapięciu klamry nie mamy problemów z sunięciem go niżej, tak by spoczęło pomiędzy łopatkami. Podoba nam się także to, że pasy naramienne możemy zapiąć na plecach na krzyż, dzięki czemu ściągamy ciężar z ramion. Poza tym nasza kavka w sposób wręcz idealny pozwala się wyregulować, więc nie ma problemu byśmy nosili naszego synka na zmianę. I na koniec jeszcze jeden plus, nosidła od Kavki to nosidła polskiego producenta :-)
Otulacz (Tuliś) od Mabibi, wędrówki z naszym maluchem w chuście, czy też w nosidle, spowodowały, że zaczęliśmy zastanawiać się w jaki sposób możemy zabezpieczyć naszego synka przed ewentualnymi zmianami pogodowymi. Rozważaliśmy różne rozwiązania, między innymi kurtki dla dwojga oraz workowate płaszcze przeciwdeszczowe, jednak żadna z tych opcji do nas nie przemówiła. Aż w końcu odkryliśmy mabibowe tulisie i to był strzał w dziesiątkę. Tuliś to nic innego jak otulacz, który jak pokrowiec na plecak, zakładamy na nosidło, bądź chustę, chowając wewnątrz noszonego malucha. Tuliś wykonany został z wodoodpornej, oddychającej tkaniny, a od wewnątrz podszyty jest mięciutką flanelką. Dodatkowo posiada odpinane polarowe ocieplenie, dzięki czemu z tulisia możemy korzystać przez cały rok. Otulacz zapinany jest na plecach przy pomocy szelek, więc nie musimy się martwić, że nam się zsunie podczas marszu. Bardzo fajnym pomysłem okazała się znajdująca się na otulaczu kieszonka, do której można wrzucić chociażby grzechotkę. Plusem tulisia jest również to, że można go regulować po obwodzie, więc rośnie razem z dzieckiem. Po raz kolejny doceniliśmy także kolorystykę oraz fakt, że tulisie także pochodzą od polskiego producenta.
Giga nerka od Mabibi, nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez naszej giga nerki, która naprawdę jest olbrzymia i możemy w niej pomieścić sporo potrzebnych rzeczy. Na chwilę obecną lądują w niej głównie przedmioty potrzebne naszemu młodszemu oraz te które potrzebne są nam. A więc w giga nerce spokojnie zmieszczą się trzy pampersy, pielucha flanelowa, paczka chusteczek nawilżających, chusteczki higieniczne, dokumenty, portfel, telefon, klucze, a nawet etui z okularami, ładowarka do aparatu, czy dodatkowe ubranko dla młodego na przebranie. Nasza wersja, prócz dodatkowej wewnętrznej kieszonki zapinanej na zamek, posiada jeszcze zawieszki do wózka, dzięki czemu mogliśmy z powodzeniem odstawić w kąt mało praktyczną wózkową torbę. Nerka jest wygodna, pojemna i co najważniejsze uszyta jest z wodoodpornego materiału. Posiada dwustronny zamek, który niestety wodoodporny już nie jest, ale jeszcze nam się nie zdarzyło, żeby nerka przez to bardzo przemokła.
Mata (pled turystyczny), to ostatni z gadżetów bez którego nie wychodzimy w góry. Pled kupiliśmy w decathlonie, mimo że został on stworzony jako podłoże do namiotu, my z powodzeniem wykorzystujemy go jako koc. Sprawdził się nie tylko podczas górskich wypadów, ale także na plaży. Pled bardzo dobrze izoluje od wilgotnego podłoża, a na plaży bardzo łatwo można było wyczyścić go z piasku. Mimo swych rozmiarów (140 cm x 170 cm) po złożeniu nie zajmuje zbyt dużo miejsca i bez problemu można go przymocować do plecaka. Dzięki temu prostemu gadżetowi nie tylko możemy wygodnie odpocząć w górskiej scenerii, ale możemy również odpowiednio zająć się potrzebami naszego małego towarzysza.
W podróż zabieramy ze sobą jeszcze jedną bardzo użyteczną rzecz, która ułatwia nam codzienne funkcjonowanie. Nie jest to gadżet, który bierzemy ze sobą na szlak, ale zabieramy go gdy nocujemy poza domem. Mowa o pompowanej wanience. Po napompowaniu idealnie sprawdza się w kąpieli, a gdy jest złożona zajmuje naprawdę niewiele miejsca.
Reasumując, potrzeba jest matką wynalazków :-) I my się z tym stwierdzeniem zgadzamy jak nigdy. Z pewnością przez najbliższe kilka miesięcy odkryjemy kolejne gadżety bez których nie będziemy chcieli wychodzić z domu. Na chwilę obecną jest ich pięć i każdy z nich zaspokaja nasze bieżące potrzeby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz